Zadanko bez skuch, ale miejsce finałowe oblegane było przez biegaczy, którzy osiągnęli już metę. Kilkoro z nich rozpoznało mnie- byłam chyba jedynym kibicem na trasie, i rozpoczęły się rozmówki, dzięki którym udało mi się dotrzeć do skryjówki :) dzięki!
Nadal w towarzystwie biegaczy. Żeby dopingować lepiej, usiadłam na pewnej wysokości- bluszcz był mokry ;) a okazało się że nie trzeba było. Po opisie właśnie takich artefaktów keszowych się spodziewałam. Dzięki!
Lion przyniósł podwójne szczęście- raz, że keszyka znalazłam szybciutko, dwa- wdepłam w psią kupkę! Hahaha! Dzięki!