Open source item tracking for all geocaching platforms

Reference number
GK30AE
Total distance
883 km
Places visited
78
Born
13 years ago
Country track
(80)
Mission

Tracklog moich przygód keszerskich:) A tracklog of my caching adventures:)

Found it? Log it!
Map

Caption: [Red flag] = start [Yellow flag] = trip points [Green flag] = recently seen


0 km
12 years ago / Witols

Tu też w zasadzie nie było dróg, tylko przez chwilę. Musiałem zbiec z wielkiego wzniesienia po czymś, co chyba jest wyżłobieniem po spływającej w trakcie deszczu wodzie, i mało nie spadłem. Zmęczenie zaczęło naprawdę doskwierać, nawet, pomimo iż byłem jakieś 70m od skrzynki wydawało się to jak kilometr. Zebrałem siły i wbiegłem na górę. Kamień był już stamtąd widoczny.

Trochę pogrzebałem łopatką, okazało się, że jednak nie jest potrzebna.

Zjadłem mini-pizzę, którą miałem ze sobą, i stwierdziłem, że mam dosyć. Udałem się ostatnim już bezdrożem do ścieżki, która już kierowała mnie prosto do cywilizacji. I do Kasi. :)

1 km
12 years ago / Witols

Dojście do tej skrzynki to była istna gehenna, przejście Izraelitów przez pustynię, droga krzyżowa... nie no, drogę krzyżową już przechodziłem i było gorzej. Ale było ostro. Najpierw trzeba było przedostać się na południe i dostać się do ścieżki, która do kesza prowadziła, oczywiście bezdrożami. To nie było takie straszne. Ale gdy już dotarłem blisko ścieżki, stanęła przede mną wielka, stroma góra. Ilość ścieżek: zero. Ilość zwalonych drzew i innych przeszkód: niemało. "Ja pier*le" - pomyślałem, i wlazłem.

Ze ścieżki już było całkiem przyjemnie, szczególnie gdy dotarłem do miejsca ukrycia - piękne widoki, zaiste. Jednakże zaniepokoiły mnie dzikopodobne dźwięki z miejsca, w którym powinien być kesz, dlatego zrobiłem kółeczko krajoznawcze, wróciłem, dzików już nie było.

Zauważyłem liczbę rekomendacji kesza. Zorientowałem się wtedy, że to nie jest zwykły kesz, należy myśleć "outside the box". Na szczęście poradziłem sobie dość łatwo, chociaż nie bez satysfakcji.

Zaczęło mi już doskwierać pragnienie, a nie miałem ze sobą żadnego napoju.

0 km
12 years ago / Witols

Twarz była bardzo blisko. Miałem pewne problemy z określeniem kierunku, bo kompas gdzieś zgubiłem, a GPS w lesie średnio na jeża wyznacza kierunki. Na szczęście dało radę, i stanąłem przed leżącym kamiennym łbem z demoniczną mordą. Zaciekawiło mnie to na tyle, że przeczytałem od razu cały opis skrzynki, gratulacje Wanoga:). Miejsce ukrycia skrzynki mijałem, także od razu wiedziałem, gdzie jest ukryta.

Gdy wpisywałem się, bardzo dziwne dźwięki dobiegały ze wschodu. Coś jak kwilenie psa. Zdawało się jednak, że to ptaki. Nie potrafiłem ich zidentyfikować. Zrobiło się naprawdę tajemniczo. Nagle z zachodu dziwne szumy zaczęły dobiegać - uspokoiłem się, że to samochody, ale nie jestem tego pewien. Gdy odłożyłem skrzynkę i odszedłem na południe, dziwne gęstwiny porastały okoliczne wzgórze. Miejsce świetnie nadaje się na jakiś sabat czarownic czy też uprawianie czarnej magii.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że już od pewnego czasu szedłem bezdrożem, a i droga do kolejnej skrzynki nie obiecywała żadnych ścieżek.

1 km
12 years ago / Witols

W wyniku dziwnych zawirowań czasoprzestrzeni nagle najbliższą skrzynką stało się Wniesienie Marii. W tej okolicy wzgórza są znacznie częstsze, a także i bardziej bezlitosne. Na szczęście na tą górkę była normalna droga, nawet był szlak i tablice informacyjne. Kesza znalazłem dość szybko, choć nie obyło się bez głupiego błędu (szukałem tam, gdzie kesz jest, jednak ominąłem samą kryjówkę, poszedłem gdzie indziej, i dopiero znalazłem kesza). Malutka skrzyneczka, taki sam pojemnik z Ikei mam w domu, zdaje się, że Klaudia kiedyś zrobiła mi w nim jakieś pokrojone warzywka, do dziś leżą w mojej zamrażarce. Wywołało to mój uśmiech.

0 km
12 years ago / Witols

Najbliższym keszem było wzgórze wilk. Przeszedłem przez teren zoo (nieświadomie, po stronie, po której wchodziłem, nie było żadnej tabliczki), potem kawałeczek na zachód, i znowu nie ma żadnej normalnej ścieżki na szczyt. Tym razem byłem wkurzony i niemalże wbiegłem na górę. Miejsce ukrycia skrzynki było po prostu ewidentne, nawet nie musiałem patrzeć na opis. Znowuż spociłem się, zatem powiew wiatru na miejscu bardzo mnie orzeźwił. Wygodnie usiadłem na "siodle" z drzew, wpisałem co trzeba, namierzyłem następną skrzynkę...

Zdaje się, że najbliższy był kamień Ernsta Becker-Lee, ale analizując ścieżki oraz ich brak, obrałem za cel "Kamienną Twarz" - na zachód, po drodze.

1 km
12 years ago / Witols

Szczęśliwie, z miejsca, w którym byłem, była ładna droga do mojego następnego celu. Minąłem przepięknie położony hotel - super miejsce, chciałbym tam kiedyś spędzić trochę czasu (z drugiej strony, czy to jest tego warte, jak mogę sobie za darmo pochodzić i nawet bardziej porozkoszować się okolicą). Zapatrzony w cudne widoki, zaszedłem na cudną drogę, jednak zorientowałem się, że nie idę do kesza. Patrzę na GPS - o cholera, muszę przejść przez strumyk, bo na mapie nigdzie przejścia nie widać (co nie znaczy, że go nie ma, ale o tym później). Oczywiście ugrzązłem w mule, a że moje buty wędrowne naprawdę mają już dosyć życia i mają piękną dziurę, upierdzieliłem się od środka. Wygrzebałem syf patyczkiem i zacząłem włazić pod górę - jak sama nazwa wskazuje, skrzynka schowana jest na GÓRZE. Jakimś cudem wlazłem, choć stromo jest nieprzeciętnie, spociłem się tak, że aż woda się ze mnie lała jak z kranu... namierzyłem miejsce, w którym myślałem, że jest skrzynka, ale jej tam nie było. I włączyło się błędne myślenie, zlazłem trochę po północnym zboczu przeszukując pieńki. Stwierdziłem jednak, że to niemożliwe, by skrzynka była tak daleko od szczytu, i wróciłem, zajrzałem w miejsce, w którym myślałem, że nic nie ma...

A tam.

Swoją drogą, ze wzgórza jest świetny widok na Oliwę i kościół w Oliwie.

Po dokonaniu niezbędnych formalności ukryłem skrzynkę i zbiegłem północno-wschodnim stokiem, i okazało się, że po wschodniej stronie strumyk nie dość, że jest bardzo mały, to przebiega pod ziemią, i da się normalnie wejść. (albo, jak w moim przypadku, wyjść. :-) )

13 km
12 years ago / Witols

Znowuż w celu zadbania o swoje zdrowie psychiczne oraz w celu rozruszania się przed Kampanią Wrześniową wybrałem się na skrzyneczki. Tym razem wyjechałem wcześnie - ok. 12:00 byłem w Oliwie, trochę pomęczyłem się, szukając bankomatu i czegoś do jedzenia i picia, no i siup do lasu. Po drodze szedłem Kwietną i próbowałem znaleźć Panzerfausta, ale coś nie dane mi tego znaleźć.

Bardzo fajne miejsce, skrzynkę namierzyłem dosyć szybko. Kapliczka robi wrażenie. Pogańskie podejście do chrześcijaństwa, chce się wręcz powiedzieć. Gdy wpisywałem się do logu, siedząc na zalesionym wzniesieniu, przechodziło trzech typów z rowerem, rozmawiając. Obserwowałem ich uważnie, oni mnie nawet nie zauważyli.

10 km
12 years ago / Witols

Pierwszy wypad na skrzynki na Gdynię, "Gdynia Harbor Strike" zakończył się społeczną porażką, ale znaleziona została jedna skrzynka, właśnie ta. Przy okazji zwiedzaliśmy statek "Stad Amsterdam", trójmasztowy, piękny, wielki żaglowiec. Coś wspaniałego.

Skrzynka poszła dość łatwo, miałem też farta, że zobaczyłem ją dość szybko. Obok jeszcze była skrzynka wirtualna o Błyskawicy, ale ją zrobiłem z poziomu komputera, przed chwilą. o_O

0 km
12 years ago / Witols

Jako ostatnią skrzynkę wybraliśmy tą, która była najbliżej, a na dodatek można było do niej dojść normalną drogą, co było silnym argumentem. Mieliśmy już serdecznie dosyć przedzierania się przez ubłocone ściółki wzgórz. Doszliśmy na miejsce szybko (DROGA), ale niezbyt szybko zorientowaliśmy się, że koordy są mocno przybliżone, i to czego szukamy to "mauzoleum" (Orendż mówił, że to może być grobowiec; raczej nie, ale nazwa dobra), które było nawet po ciemku widać po drugiej stronie strumyka. Właśnie, strumyka. Kit, przez strumyk można przeskoczyć, ale prosto w błoto. Ugrzązłem po kostki, a Paweł wręcz wywrócił się przy skoku.

Mówiłem, że to niedawno zbudowane, argumentując jakością murów, ale Orendż zbił to, pokazując, że mury nie takie nowe. Obeszliśmy dookoła, od strony zachodniej nawet ktoś pieńki położył, co umożliwiało wejście przez okienko, jednak pora i nasz stan nie zachęcały. Stanęliśmy przy jednym z drzew. Od niechcenia odgarnąłem gałązki i ziemię i wyciągnąłem kesza.

Był pewien problem z powrotem, bo znowu trzeba było skakać przez rzeczkę, ale znaleźliśmy odpowiednie miejsce do tego, znacznie bardziej odpowiednie niż tamto, którym przeprawialiśmy się na tą stronę. Dało radę >względnie< suchą nogą dotrzeć do drogi... a droga prowadziła prosto (jeśli nie liczyć jednego zawijasa) do Sopotu. Tam dotarliśmy jakoś na stację SKM Sopot Wyścigi, a i kolejka szybko dojechała.

Morał z tego taki - wyjdź z domu, może pod twoim blokiem napier*lają się magowie.

0 km
12 years ago / Witols

Ha, tu dopiero była przygoda, aby się dostać! Szliśmy leśnym bezdrożem w kierunku kesza, czyli North-lekko-East, a tu...

PŁOT. Zielony, z drutem kolczastym.

"Przełazimy" myślę, a Orange mówi, że to teren kanalizacji, i to nie może być duże. No cóż, on się zna, no to... hmm, tylko w którą stronę iść by to obejść? I tu przydało się, że Paweł wziął ze sobą dwie krótkofalówki; on poszedł w lewo, ja w prawo. Po chwili znalazłem przyjemną ścieżkę, co było pewnym osiągnięciem, biorąc pod uwagę czarną gęstwinę otaczającą nas ze wszystkich stron (poza stroną, w którą był płot). Dałem mu znać, i przełączyłem swoją latarkę w tryb migania, więc dotarł bez problemu. Tam okazało się że płot się kończy, ale potem znowu jest, i potem znowu się kończy, tym razem na dobre. Po drodze nie obeszło się bez przedzierana przez gęstwinę.

Za płotem była całkiem ładna, piaszczysta droga, którą nawet samochodem można by przejechać. Poszliśmy jednym z odnóż, po jakiś 200m zorientowałem się, że nie tym, więc trzeba było się wrócić.

Po pewnym czasie natknęliśmy się na dziwne światła, przez chwilę wyglądały jak światła jakiś zwiadowców otaczających nas z kilku stron. Efekt wzmocnił płot, z przejazdem, ale zaszlabanionym, nawet jeśli szlaban był otwarty. Orendż nagle zaczął coś mówić, że mogą do nas strzelać, ja z uśmiechem odparłem, że bez tabliczki "wstęp wzbroniony" nawet wyrzucić nas nie mogą, a strzelać? W jakim kraju żyjemy, to nie USA.

Gdy dotarliśmy do skrzynki pojawiły się wątpliwości, bo opis kiepskawy, ale błękitna folia rzucała się w oczy spod korzeni.

Skrzynka to był pojemnik po Finlandii. :)