Dwudziestolecie międzywojenne w Hajnówce, to okres bardzo gwałtownego rozwoju miasta. Dość choćby przypomnieć, że ze 118-stu mieszkańców w roku 1919, zrobiło się w dwadzieścia lat 17 tysięcy. To oczywiście, poza wielokrotnym zwiększeniem się populacji, był też okres rozbudowy samego miasta.
Przedwojenna Hajnówka była dość specyficznym miejscem. Miasto stopniowo wydzierane było Puszczy, a dodatkowo bardzo wiejski charakter okolicy mieszał się z szybko rozwijającym się przemysłem. Wiejskie chaty stały obok nowych murowanych domostw, czy hal fabrycznych. Ziemianki biednej ludności sąsiadowały z barakami jenieckimi z I wojny światowej. Wtedy to właśnie dotarły do Hajnówki trzy transatlantyki… Co najmniej średnio rozgarnięty człowiek zapyta – jak…? Do morza wszak nie za blisko, a i rzeczka hajnowska z tych mizernych raczej. Ano jednak były, a i są nadal.
Czasy to były takie, że każde „novum” budziło zainteresowanie, a często i chęć powielenia, czy choćby naśladownictwa. Taką ciekawostką były właśnie ogromne, przemierzające ocean transatlantyki. Powstały więc i w Hajnówce, jak mawiał klasyk kilkadziesiąt lat później, na miarę naszych możliwości. Były to drewniane budynki związane z zakładami przemysłu drzewnego, a nawiązujące architekturą i detalami do tychże statków. Do dziś, mimo wielu przeróbek i dobudówek, znajdziemy w nich bulaje, pokłady i drabinki na nie, czy charakterystyczne poręcze.
Co do samego kesza, to umieściłem go klasycznie na kordach, przy chyba najładniejszym z trzech transatlantyków. Zalecam dyskretne szukanie i odkładanie. Skrzynka jest bezpieczna, śmiało można zabrać dzieci, psa, czy z kim lub czym keszer lubi keszować.